Samouzdawianie nie jest do końca samouzdrawianiem

Jest metodą doraźną, jak tabletka na ból głowy. Problem zniknie na dany czas, ale powróci, jak bumerang.

Nie wiem, dlaczego ludziom się wydaje (a nawet mają takie pyszałkowate przekonanie, że mogą być ponad Boskim prawem), iż posiadają taką potężną moc sprawczą, aby uzdrowić całkowicie to, co przez innych nie zostało im wybaczone. Czary- mary, parę obrotów różyczką, hop zajączek z kapelusza i stało się. Zabawa w Boga najwyższego, uzurpatorstwo nienależne. Powinno się takich nago wypuścić i kijem przegonić po największym mrozie, aby pokora wróciła im na właściwe miejsce. Do całkowitego uzdrawiania potrzebna jest moc Ducha Świętego, ludzie nim namaszczeni mogą w imię Boże (ale nigdy w swoim imieniu) takich czynów dokonywać.
---

Wszyscy jesteśmy namaszczeni boską mocą. To my musimy wybaczyć. Sobie i innym. Nie ma w tym żadnego czary mary. Wystarczy wiara. Własna.