Dołączył(a): 13 sie 2012, o 18:30
Posty: 1291
Podziękowań: 552
Dostanie się w moje ręce książki pt. „Aura – jak ją zobaczyć i zinterpretować” autorstwa Teda Andrewsa, amerykańskiego nauczyciela z dziedziny zagadnień duchowych, okazało się już którymś z kolei dowodem w moim życiu na to, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Od około roku pasjonuję się ezoteryką, głównie Tarotem.
Odkąd pamiętam, miałam nieuzasadnione ciągoty do wszystkiego, co mistyczne, trudne do wyjaśnienia, aż w końcu odkryłam swoje powołanie i zaczęłam pochłaniać wszelką literaturę, wiedzę z forów ezoterycznych, nawiązywać znajomości z ludźmi, którzy mają podobne zainteresowania i sama zdobywać doświadczenie poprzez praktykę. Kiedy dowiedziałam się o konkursie, wiedziałam, że nie mogę przejść obok tego obojętnie. Nie zmuszałam się specjalnie do uzasadnienia, dlaczego pragnę tej książki. Słowa płynęły ze mnie naturalnie, chciałam i wiedziałam, dlaczego – żadna w tym zawiłość, prawda? Nawet, jeśli bym jej nie dostała, musiałam spróbować. Żaden głos nie idzie w eter, nie pozostaje bez echa i tak też było w moim przypadku.
Kiedy moje „cacko” już przyszło, niemal natychmiastowo zabrałam się za studiowanie, kartka po kartce. To nie jest książka, którą czyta się w odstępach czasowych, przynajmniej dla mnie. Czytając, traciłam kontakt z rzeczywistością, oscylując gdzieś na krawędzi, pomiędzy magią i światem fizycznym. Pragnęłam niemal od razu wykonać każde przedstawione ćwiczenie, jednak zdawałam sobie sprawę, że pewnych procesów, zwłaszcza tych dotyczących rozumienia i samodoskonalenia, nie da się przyśpieszyć. Postanowiłam najpierw przeczytać książkę od A do Z, a potem zacząć swój warsztat i pełną przygodę z poznawaniem aury. Tak jak w życiu codziennym, bywam niecierpliwa, tak w ezoteryce, potrafię się opanować, ponieważ związałam się z tą dziedziną już na całe życie i chcę, aby to, co robię i czemu się poświęcam, przynosiło efekty wysokiej jakości, a nie szybkie i z przypadku. Dość już o moich pobudkach, bo mogłabym dodatkowy elaborat o tym stworzyć, a chciałabym przybliżyć Wam zagadnienia z lektury, która we mnie wzbudziła wielki podziw i uznanie, aczkolwiek dopatrzyłam się też jednej kwestii, komplikującej moją pracę z energią, tak więc nie pozostanę zupełnie bezkrytyczna, pomimo wielu superlatyw, jakie przewiną się przez tę pracę. To utrudnienie wynika jednak z moich osobistych barier, zatem nie będę czynić zarzutów pod adresem autora, a podzielę się swoimi obawami.
Pierwszy rozdział rozjaśnia przeciętnemu odbiorcy, czym w ogóle jest aura. Dowiadujemy się z niego podstawowych informacji o jej właściwościach, o tym, w jaki sposób stanowi o naszej kondycji psychiczno-fizycznej, co ją osłabia, a co wzmacnia, a więc mamy już gotowe wskazówki, jak dbać o siebie, by zdrowie uzewnętrzniało się poprzez dobrą aurę. Poruszane są tu także zagadnienia astrologiczne, wpływ gwiazd i emanacji energetycznych, a więc wbrew pozorom książka mogłaby zainteresować niejednego fizyka, który pragnie przenieść swoją wiedzę na grunt innej nauki i poszerzyć horyzonty. Rozdział wyjaśnia, skąd bierze się natychmiastowa sympatia bądź antypatia do niektórych osób i uzmysławia, że aura może objawić się nam również intuicyjnie, póki jeszcze nie umiemy dostrzec jej „gołym okiem”. Dowiedziałam się w tej części, że aurę może poczuć i zobaczyć każdy i jest to zdolność wrodzona, która jest w nas spychana w głąb w procesie socjalizacji. Ponoć niemal każde dziecko widzi aurę, co objawia się choćby w rysunkach. Niestety takie prace są odbierane za dzikie fantazje dzieci, a umiejętność widzenia aury ulega atrofii, jako coś, co jest bliskie tworom wyobraźni, coś, czego powinniśmy się wstydzić i pozbyć, by nie narażać się na kpinę. Na szczęście ta umiejętność nigdy zupełnie nie zanika, a jedynie zostaje uśpiona. Ten fakt pozwolił mi odetchnąć z ulgą. Andrews w bardzo interesujący sposób wyjaśnia również, dlaczego aż tak bardzo przywiązujemy się do miejsc. Do tej pory tłumaczyłam to sobie zwykłym sentymentem, ale przecież nic nie dzieje się bez przyczyny, a więc i owy sentyment skądś się bierze. Dowiedziałam się o istnieniu wzorów energetycznych, które wytwarzamy, przebywając często w danym miejscu oraz magnetyzowaniu przedmiotów, które są nam bliskie. Gdy wzór nie zgadza się z tym, który stworzyliśmy, czujemy się nieswojo – ot, wydało się, dlaczego aż tak bardzo komfortowo czuję się we własnym pokoju i czemu mam swoje ulubione miejsce na uczelnianej auli. Ten rozdział przygotowuje naszą świadomość do konieczności solidnej pracy, szczególnie nad interpretacją aury, ponieważ samo jej dostrzeżenie nie stanowi takiego kłopotu, jak jej analiza, na którą wpływ ma intensywność barw i ich łączenie, które w ciągu dnia może zmieniać się wielokrotnie, bo przecież stale towarzyszą nam bardziej lub mniej, zmienne stany emocjonalne. Wytrwały człowiek oczywiście dopnie swego i z czasem przyswoi to wszystko, ponoć pierwsze znaczące efekty pojawiają się po kilku miesiącach wykonywania ćwiczeń.
Drugi rozdział opisuje okoliczności, w których najłatwiej zobaczyć aurę, uczula czytelnika na istnienie wtargnięć aurycznych oraz informuje, jak można im zapobiec, by nic nie zmąciło naszego spokoju ducha. Podoba mi się wielość rysunków, które pomagają zobrazować tekst pisany i objaśniają niektóre ćwiczenia. Dowiadujemy się tutaj, od czego powinniśmy zacząć, po wstępnym zaznajomieniu się z teorią. Po tym krótkim rozdziale nauczyłam się rozpoznawać subtelne energie, co uważam za pierwszy krok na tej niełatwej drodze, ponieważ sądziłam, że jakiekolwiek efekty przyjdą dopiero po skończeniu całej lektury, a taki drobny sukces sprawił, że nabrałam jeszcze większego rozpędu do zagłębiania się w temat.
Trzeci rozdział dotyczy sposobów widzenia aury i przestrzega przed tym, że bardzo trudno jest zinterpretować ją sobie samemu. Andrews proponuje kilka metod wspomagających odczyt własnej aury, są to między innymi różdżka lub wahadełko, ale przede wszystkim należy wprowadzić się w stan głębokiego relaksu. W tej części dowiedziałam się o istnieniu ciekawego zjawiska astralnych odpowiedników kolorów. Kiedy długo przyglądałam się jakiemuś przedmiotowi, a potem zamykałam oczy, widziałam go pod powiekami zawsze w tym samym kolorze. Nie dziwiło mnie to, że nadal go widzę, ale bardziej to, dlaczego zapisał się akurat w takim, a nie innym kolorze. Ted wyjaśnia to zjawisko krok po kroku. Chodzi o przekładanie się wibracji na bardziej subtelną płaszczyznę życia, jej częstotliwość zmienia się tak, by lepiej odzwierciedlać energię owej płaszczyzny, jest to po prostu odwrócenie, tak zwany efekt lustrzany. Opisałam to w dużym skrócie, książka zahacza o problem od tak ciekawej strony, że człowiek ma wrażenie, jakby otwierała się przed nim ziemia i ukazywało samo jej jądro. Pierwszy raz zalążek aury zobaczyłam wokół dłoni, podczas prostego ćwiczenia z białą kartką. Zdaję sobie sprawę, że to początek początków, ale jak już wcześniej wspomniałam, każdy drobny sukces niezwykle cieszy. Była ona ledwo widoczna i praktycznie bezbarwna. Spostrzegłam jedynie minimalne zagęszczenie powietrza wokół palców, które, można by się upierać, miało lekko błękitny kolor. Myślę, że rozwinę tę umiejętność i przyjdzie czas, że kolory zaczną jawić mi się intensywniej i nie tylko wokół dłoni, choć są to ponoć najlepsze przekaźniki subtelnych energii. Rozdział opisuje także budowę oka ludzkiego, co ułatwia zrozumienie mechanizmu widzenia barw i jest fajnym przypomnieniem lekcji biologii, ale w dużo ciekawszy sposób. Nadszedł czas na niewielki element krytyki. Pojawiło się w tym rozdziale kilka ćwiczeń z osobami trzecimi. Wiem, że nie da się nauczyć czytać aury innych ludzi, nie mając z nimi bezpośredniego kontaktu, dlatego nie traktuję tego aspektu jako wadę książki, a jedynie moje subiektywne odczucie, ponieważ to na pewno będzie dla mnie utrudnieniem w nauce. Ezoteryka jest dziedziną, którą od początku do końca pragnęłam poznawać sama w ciszy i spokoju, wymieniając się jedynie poglądami i dzieląc doświadczeniem z ludźmi, jednak każdy jeden moment olśnienia, dowiedzenia się czegoś nowego, chciałam przeżywać bez dodatkowych oczu i uszu dookoła. Mam nadzieję, że to kwestia dobrania odpowiedniego partnera do ćwiczeń, ponieważ trudno mi traktować poważnie coś, do czego inni mogą podchodzić z rezerwą i manifestować swoje pobłażanie. Nie lubię na siłę przekonywać ludzi o czymś, w co sama wierzę, ponieważ wychodzę z założenia, że to sprawa indywidualna i wystarczy mi moja własna wiara i przekonanie. Jeśli natomiast ktoś podchodzi do tego tak samo poważnie, jak ja, wtedy chętnie podzielę się z nim swoją wiedzą. Nie chodzi mi o bycie jakąś nieodporną na krytykę, tylko o bezcelowość przekonywania takiego zatwardziałego ignoranta, ponieważ podczas pracy z kartami, już wielu takich ludzi spotkałam i wiem, że aby zrozumieć i uwierzyć, trzeba tego po prostu chcieć.
Rozdział czwarty poświęcony jest pomiarowi pola aurycznego. W nim autor przedstawia rozmaite sposoby i konstruowanie urządzeń, które mogą posłużyć jako mierniki. Na początku książki była wzmianka o wahadełku i różdżce, w tej części zagadnienie zostało rozszerzone i możemy krok po kroku przeczytać o tym, jak takie „wspomagacze” stworzyć samemu. Bardzo spodobało mi się porównanie różdżki do przedłużenia ludzkiego oka – zapewnia to wizualne wskazówki, które ponoć z łatwością mogę odczytać i rozpoznać. Autor opisuje tutaj rodzaje tych narzędzi i różnorodność materiałów, z jakich można je wykonać. Zaskoczyło mnie wykorzystanie wieszaka do ubrań, ale w końcu kreatywność to moje drugie imię, więc na pewno wkrótce stworzę swój osobisty zestaw różdżek i nie mogę się doczekać rozpoczęcia tej fascynującej pracy z energią. Wahadełko jest mi póki co bliższe, ponieważ mam swoje własne z czarnego obsydianu, które bardziej służy mi jako talizman ochronny niż narzędzie dywinacyjne, ale nie ukrywam, że próbowałam użyć go również w radiestezji. Muszę przyznać, że jest to naprawdę emocjonujące, ale na etapie, na którym obecnie jestem, potrafię sterować je zwyczajnie świadomością, a więc cała energia wypływająca ode mnie, determinuje jego ruchy, natomiast nie umiem jeszcze wyłączyć tego oddziaływania na nie myślami. Niemniej jednak, zamierzam się tego nauczyć.
Piąty rozdział dotyczy znaczenia kolorów aury. Tutaj już umiemy ją dostrzegać, więc nadszedł czas na interpretację kombinacji kolorystycznych. Symbolika kolorów sama w sobie nie jest trudna, ponieważ kolorom przypisane są z góry pewne cechy, wynikające z życia codziennego i emocji, jakie w nas powszechnie wzbudzają. Ten magiczny wpływ kolorów aury bierze się z fragmentów spektrum światła, co z kolei jest wywoływane stanami ducha i ciała fizycznego, bo przecież wiemy już, że energia, choć niewidoczna, krąży bezustannie. Andrews zwraca uwagę na lokalizację barw w obrębie ciała, ponieważ stopień oddalenia danej barwy jest informacją zwrotną o tym, czy dana barwa określa stan ducha, czy też właśnie ciała fizycznego. Obok intuicji, w określaniu kolorów również możemy posłużyć się wahadełkiem lub różdżką, bardzo podoba mi się łączenie praktyk, ponieważ skupiając się na jednym obszarze zainteresowań, wcale nie muszę zaniedbywać drugiego.
Rozdział szósty poświęcony jest wzmacnianiu i ochronie aury. Podkreśla naszą już rozwiniętą świadomość bycia czymś więcej niż tylko ciałem fizycznym, zwraca uwagę na to, by skoncentrować się również na tym, czego nie dostrzegamy „gołym okiem”, a co przecież jest naukowo dowiedzione, że nie pozostaje na nas bez wpływu. Kiedy umiemy już widzieć i analizować aurę, jesteśmy gotowi wejść na wyższy poziom i wzmocnić swój system energetyczny, który zewsząd jest atakowany przez energie, próbujące go osłabić. Czeka tu na nas wiele sposobów na wzmocnienie aury – rozmaite mieszanki ziół, medytacje, pewne praktyki zaczerpnięte z jogi, cała gama zarówno mentalnych, jak i fizycznych technik.
Czytając książkę, miałam wrażenie, że poza zdobywaniem cennej wiedzy, robię coś absolutnie wartościowego dla siebie samej, że zdobywam jakąś tajemną wiedzę, pozornie dostępną każdemu, ale ze świadomością, że nie każdy zechce po nią sięgnąć z powodu różnych ograniczeń, braku wiary, czy zwykłej potrzeby samorozwoju. Podczas lektury utwierdziłam się w przekonaniu, że sami w sobie jesteśmy źródłem szczęścia i musimy zadbać o siebie od wewnątrz, by żyć satysfakcjonująco i utrzymywać witalność przez długie, długie lata. Gorąco polecam „Aurę” wszystkim ludziom, którzy choć w najmniejszym stopniu zainteresowani są poprawą swojego stanu zdrowia, kondycji psychicznej, relacji z ludźmi i ochroną przed negatywnymi energiami, które krążą między nami, jak te złe duchy, a wiele z nich, emitujemy sami, nie umiejąc rozmawiać ze swoim wewnętrznym głosem i zwyczajnie się zrelaksować.
Autorką recenzji jest Geranium, która dostała książkę od Wydawnictwa Studio Astropsychologii. Dziękujemy!
Witaj na Naszym forum o tematyce - rozwój osobisty i duchowy. Porozmawiasz tutaj z użytkownikami na tematy niezwykłe. Warto również sprawdzić aktualny horoskop na cały rok 2013 razem z przesłaniem anielskim dla każdego znaku zodiaku! Oprócz tego nasi użytkownicy pomogą zinterpretować twój sen oraz zagłębią Cię w tematykę rozwoju osobistego, spraw związanych z duchowością, jak i również ezoteryką. Sprawdzisz także znaczenie snu w naszym własnym senniku online, w którym podyskutujesz z użytkownikami.